To tylko koniec świata – nowy
film Xaviera Dolana – wydaje się zawierać wszystkie elementy stanowiące o
sukcesie dolanowego filmu. Stylizowane zdjęcia, dramatyczne dialogi wypowiadane
po francusku, ciekawy soundtrack, oraz homoseksualny protagonista. Problem w
tym, ze tym razem kanadyjski reżyser źle wyważył składniki swojej nowej zupy i
zamiast sprawnego dzieła z elementami czegoś większego, wyszła mu kolorowa i
ładna, ale jednak średnia, pusta i czasami męcząca wydmuszka.
Głównego bohatera – na potrzeby
tego tekstu nazwijmy go Pierre, jak na Francuza przystało, poznajemy w
samolocie. Pierre jest śmiertelnie chory i zmierza w odwiedziny do niewidzianej
od 12 lat rodziny. W skład tej wesołej ferajny wchodzą zdewociała matka, wiecznie
wściekły starszy brat, wraz ze swoja zaspergerowaną żoną, oraz młodsza siostra
Pierre’a, której hobby jest raczenie się
ulubioną mieszanką roślinną Setha Rogena.
Scenariusz oparto na sztuce, w
związku z czym akcja dzieje się w kilku pomieszczeniach, a głównym nośnikiem
historii są dialogi bohaterów. Rozmowa z początku buduje spokój, ciszę, pozorną
wolę pojednania, przerywaną jedynie wypowiedziami brata Pierre’a, negatywnie
nastawionego do wizyty swojego młodszego brata. Szybko jednak przechodzimy do
eskalacji stanu napięcia, a w efekcie otwartego konfliktu, który w tego typu
historii służy zazwyczaj ekspozycji problemów bohaterów, a także wyjaśnienia
niejasności przedstawionych nam dotychczas przez historię.
I tutaj przechodzimy do największej
wady filmu. Od początku, praktycznie bez żadnego, nawet szczątkowego
wyjaśnienia, czy też nakreślenia sytuacji zostajemy wrzuceni w coraz bardziej intensyfikujący się
konflikt. Niestety upływ czasu nie poprawia sytuacji, a my pozostajemy jedynie
z coraz to większymi emocjami, przyprawionymi odrobinę nadekspresyjną grą
aktorów. Brakuje w tym wszystkim momentu wytchnienia, który mógłby nakreślić
chociażby szczątkowo podstawy konfliktu, przyczyny takiego, a nie innego
zachowania bohaterów. Są oczywiście w nowym filmie Dolana momenty
spokojniejsze, jednak nie mają one żadnego większego celu, można by nawet
posunąć się do wniosku, że marnują jednak i tak krótki, bo półtoragodzinny,
czas obrazu, który spokojnie można by przeznaczyć na lepsze zarysowanie całej historii.
Ale tu o emocje chodzi, a nie o historię!
Owszem, jednak przez braki w niej, cierpi rys charakterologiczny Pierre’a i
jego rodziny, brakuje pogłębienia ich emocji, większej złożoności ich problemów
i uczuć, a w efekcie ciężko o większe zaangażowanie i przejmowanie się ich perypetiami
i całą sytuacją.
Na koniec dwie kwestie:
orientacja seksualna głównego bohatera, oraz zdjęcia. Pierre jest homoseksualistą, co
kilkukrotnie film podkreśla, jednak to czy protagonista byłby homo, czy też
heteroseksualistą nie ma zmienia praktycznie nic w całej historii,
homoseksualizm Pierre’a służy chyba jedynie odznaczeniu pozycji na wstępnej „checkliście”
Xaviera Dolana, oraz możliwość pokazania, że przez scenę erotyczną, jak ładne i
doskonałe technicznie sekwencje teledyskowe potrafi on robić. Szkoda tylko, że
wątek ten mógł zostać spokojnie pominięty, a zamiast niego można było skupić
się na tym, co w „To tylko koniec świata” kuleje.
Co do zdjęć są one idealnym
przykładem na to, że co za dużo to nie zdrowo. Jak świetne technicznie, pełne
ciepła, bluru, czy też slow motion by one nie były, przez nadmierne
zastosowanie tych zabiegów, w szczególności ciągłego zbliżenia na twarze
bohaterów i szybkich cięć, w dłuższej perspektywie mogą być męczące.
Zastosowanie tych technik w początkowej sekwencji podróży sprawia, iż jest ona
ślicznym majstersztykiem, jednak w zastosowaniu w kontekście całego filmu nie
gra już to tak dobrze.
Oczywiście „To tylko koniec świata”
nie jest złym filmem, jest rozczarowaniem, zwykłym rzemiosłem pełnym wad, który
bardzo mocno stara się być czymś więcej, niż jest w rzeczywistości, co tylko
uwidacznia jego wady. Fani młodego kanadyjskiego reżysera, z pewnością nowe
dzieło Dolana obejrzą, niewykluczone, że z pozytywnymi wrażeniami. Inni mogą „To
tylko koniec świata” sobie odpuścić, gdyż nie będą żałować jego obejrzenia, ale
też i szybko o nim zapomną.
Jak zawsze ładnie dobrane i określone słowa. Dobrze się czytało. Robi wrażenie
OdpowiedzUsuńKonstrukcja fabuły przypomina trochę "Rzeź" Polańskiego, którą bardzo lubię. Nie widziałem żadnego filmu Dolana, ale jak będę miał okazję to chętnie sprawdzę "To tylko koniec świata", chociażby żeby móc porównać z "Rzezią".
OdpowiedzUsuńZ innej beczki, czy orientacja seksualna bohatera musi mieć jakiś wpływ na fabułę? Równie dobrze można się przyczepić, że np.fakt że Pierre jest brunetem nie miał żadnego znaczenia w opowieści.
"Rzeź" również lubię i faktycznie są analogie, chociażby oba filmy to ekranizacje sztuk teatralnych i to widać, jednak Romek P. nie zawodzi, za to Dolan w tej formie się pogubił, albo materiał źródłowy nie domagał.
UsuńJak już jesteśmy przy orientacji, odwołując się do "Rzezi", gdyby jedna para była hetero, druga homo - to nie miało by to żadnego wpływu na fabułę i miałoby takie znaczenie jak kolor włosów, chyba że reżyser/scenarzysta uznałby, że można tą cechę wykorzystać. W "To tylko..." tu drobny spoiler, poprzez scenę erotyczną Dolan chce nadać tej orientacji znaczeniu, jednak przez praktyczny brak pociągnięcia wątku (pojawia się on w bardzo drobny sposób później) nie ma on znaczenia i jest wrzucony na siłę, tak jak Dolan nie miał innego pomysłu na wrzucenie homoseksualizmu bohatera do filmu.